Hiszpania, Barajas

w poszukiwaniu miejscówki

24 stycznia 2011; 5 946 przebytych kilometrów




metro



Gdy wbiegam do metra, zegar na Puerta del Sol wybija właśnie północ.
Nie chce mi się jeszcze jechać na lotnisko! No ale jest zimno tak, że ręce grabieją, bateria w aparacie zdechła mi na dobre, więc co bym tu miała robić?

Ostatnie euro goszczące w moim portfeliku wydaję na bilet na lotnisko.
I szukamy jakiejś dobrej miejscówki. W końcu udaje się - mamy w miarę ciepłe i spokojne miejsce :)

Pobudka o wpół piątej.
Szybka toaleta, napełnianie kieszeni czym się da i już trzeba gnać do bramki, która tym razem jest nieco dalej. Oczywiście ogonek już stoi, a jednak udało się zdobyć miejsce przy oknie :D
Start w ciemności o 6:30. I znów miasteczka w dole wyglądają jak świecące koraliki. Gdzieś na południu widać łunę Barcelony. I miasteczka na całym wybrzeżu, budzące się właśnie do życia. Gdzieś tam w dole też moje kolejne marzenie - Marsylia... A później znów Alpy z czubkami szczytów oświetlonymi już słonkiem i mgłami w dolinach. I zdaje się, że Lago di Garda. Ech, tyle ciekawych kierunków jeszcze na mnie czeka!